Bartek - 60 : 4 = 15 Celina - 60 : 5 = 12 Czyli Adamowi zostało 60 - 20 = 40 cukierków ( 2/3 ) Bartkowi 60-15=45 cukierków ( 3/4 ) A Celinie 60 - 12 = 48 cukierków ( 4/5 ) Odp. Adam zjadł 20 cukierków, Bartek 15 a Celina 12. Adamowi zostało 2/3 cukierków, Barkowi 3/4 a Celinie 4/5 Mam nadzieje że pomogłam :)
liczba cukierków w torebce : 3*11=33. początkowa liczba cukierków: 11+33=44. odp. Na poczatku w torebce były 44 cukierki. 2] wiek Marka: 7 lat. wiek Ewy: 2*7=14 lat. wiek Adama: 14-5=9lat. odp. Najstarsze z rodzeństwa ma 14 lat, najstarsze z rodzeństwa Ewy ma 9 lat. Szczegółowe wyjaśnienie:
na stole stało 10 torebek , każda zawierała inną liczbę cukierków od 1 do 10. każdy z pięciu chłopców wziął dwie torebki. Arek znalazł w swoich torebkach łącznie 5 cukierków, Bartek 7, Czarek 9 , Darek 15.
błyszczące opakowanie czekolady, cukierków czekoladowych. karmel. cukier palony [skojarz z nazwą cukierków] landrynki. rodzja twardych cukierków owocowych o różnych smakach. FAZER. firma znana z wyrobu cukierków czekoladowych i dumli. pełna cukierków - hasło do krzyżówki.
Bukiety z Cukierków na Allegro.pl - Zróżnicowany zbiór ofert, najlepsze ceny i promocje. Wejdź i znajdź to, czego szukasz!
Proste zadanie z c++, proszę o pomoc:) Na stole leży w jednym rzędzie n kamieni. Każdy z nich jest albo czerwony (R), albo zielony (G), albo niebieski (B). Policz minimalną liczbę kamieni, które należy zabrać ze stołu, aby żadne dwa kamienie o tym samym kolorze nie sąsiadowały ze sobą.
. Royalty Free Download preview Drewniane runy leżą na stole wśród różnych przedmiotów. starszy futark astrologia,starszy,ezoteryk,bezpłatny,halloweens,układ,listy,magia,mistycyzm,naturalny,mnogi,objurgate,okultyzm,miejsce,przepowiednia,rytuał,runa,skandynawski,sekret,guślarka Więcej Mniej ID 227329525 © Svetlana Denisova | Royalty Free Licencje Rozszerzone ? XS x @72dpi 270kB | jpg S x @300dpi 685kB | jpg M 1414x2121px12cm x 18cm @300dpi | jpg L x @300dpi 6MB | jpg XL x @300dpi 9MB | jpg MAX x @300dpi | jpg TIFF x @300dpi ??.?MB | tiff Nielimitowana Liczba Stanowisk (U-EL) Do Użytku z Internecie (W-EL) Użycie w druku (P-EL) Sprzedaż Praw Autorskich (SR-EL 1) Sprzedaż Praw Autorskich (SR-EL 3) Sprzedaż Praw Autorskich (SR-EL) Dodaj do lightboxu BEZPŁATNE POBRANIE We accept all major credit cards from Ukraine. Licencje Rozszerzone Więcej podobnych ilustracji stockowych Sterta drewniani runes odizolowywaj?cy na bia?ym tle Runes ci? od drewnianych blok?w Magiczni symbole dla ezoterycznej wr??by _ Super zbliżenie. szczegóły. zestaw drewnianych run na płótnie Super zbliżenie. szczegóły. zestaw drewnianych run na płótnie Znak ilustracji wektora magii run drewnianych Sterta drewniani runes odizolowywaj?cy na bia?ym tle Runes ci? od drewnianych blok?w Magiczni symbole dla ezoterycznej wr??by _ Set drewniani runes Runes drewniani Płaski wektorowy ustawiający ikony odnosić sie wróżba temat Mistyczne rzeczy Magiczne sfer świeczki, drewniani runes, kruk, tarot Znak ilustracji wektora magii run drewnianych. Zestaw drewnianych run Kolekcja ręcznie narysowanych lalek rzeźbionych symboli runicznych na drewnie Ilustracja wektorowa glifów Runic wreath of celtic Zestaw drewnianych run w układzie okręgu Kolekcja ręcznie wyciąganych pudli rzeźbionych runic Magia Rune Runic wreath of celtic Zestaw drewnianych run w układzie okręgu Zbieranie ręcznie wyciąganych dokulek Znak ilustracji wektora magii run drewnianych. Zestaw drewnianych run i torebki bawełnianej. zbiór ręcznie narysowanych pudli z rzeźbionych symboli runicznych na drewnie. ilustr Kategorie powiązane Ludzie Seniorzy Przedmioty Związane z domem Ilustracje Ilustracje Przeszukaj kategorie Abstrakt Biznes Editorial Ferie IT&C Natura Podróż Przemysł i branża Sztuka / architektura Technologia Web design graficzne Zwierzęta Licencje Rozszerzone Strona główna Ilustracje Seniorzy Drewniane runy leżą na stole wśród różnych przedmiotów. astrologia i ezoteryzm. starszy futark
- Wózek z supermarketu i kuchenka mikrofalowa, klucz francuski i sztućce, autobus i budzik, a w środku mężczyzna i kobieta trzymający się za ręce - to nasza rzeczywistość - mówią organizatorzy rekolekcji dla małżeństw i zachęcają małżonków do rozpoczęcia adwentu w „Maciejówce”. Nasze rekolekcje tym różnią się od parafialnych, że przeznaczone są dla małżeństw z dziećmi – tłumaczy Sławek Winiarski ze wspólnoty Domowego Kościoła, organizatora świętych ćwiczeń duchowym, dodając, że pary uczestniczące w spotkaniach mają zapewnioną opiekę nad swoimi pociechami. Tę sprawuje diakonia wychowawcza, a zatem rodzice mogą mieć pewność, że najmłodsi, w czasie, gdy oni będą się modlić czy słuchać konferencji, znajdą się w dobrych rękach. – To są jednak sprawy związane z warunkami okołorekolekcyjnymi – wtrąca przysłuchujący się rozmowie ksiądz. – Tak może powiedzieć ktoś, kto nie ma małych dzieci – mówi z uśmiechem Monika Hornik, także z Domowego Kościoła, i tłumaczy dalej: – Kiedy w naszych parafiach są organizowane rekolekcje, możemy w nich uczestniczyć w ograniczonym zakresie. Albo idę ja, a mąż opiekuje się pociechami, albo odwrotnie. Rzadko mamy okazję, by razem modlić się na adoracji czy podczas Eucharystii. Rzadko możemy wspólnie posłuchać konferencji. Pani Monika, wskazując na plakat informujący o rekolekcjach, zwraca uwagę, że doskonale pokazuje on, iż w kołowrotku ciągle powtarzanych tych samych czynności kwestia budowania relacji pomiędzy małżonkami może pozostawać na dalszym planie. – Skupiamy się na codziennych sprawach i często zapominamy o tym, co najważniejsze – mówi, a jej koleżanka Aida Matys dodaje: – Jedność małżeńska to nie jest coś, co leży na stole i co można sobie wziąć. Ją trzeba budować i ciągle kształtować. Temu mają służyć: wspólna modlitwa, dialogi oraz konferencje, które w tym roku będzie głosił Jacek Pulikowski. – Będzie mówił o budowaniu więzi i miłości małżeńskiej oraz o tym, jak możemy uczyć się siebie nawzajem i stawać coraz lepszymi rodzicami – zachęcają organizatorzy rekolekcji. Zaznaczają, że zaproszony przez nich gość mówi bardzo prostym językiem, trafiającym do każdego słuchacza, a jego konferencje przeplatane są pouczającymi anegdotami. Poza tym sam jest mężem i ojcem, od lat pracuje w poradnictwie rodzinnym. Proszą też, by podkreślić, iż J. Pulikowski podejmuje także temat relacji z teściami. – One nie zawsze są proste – puentują. Program przewiduje, że jedna konferencja będzie przeznaczona tylko dla mężczyzn: „Jak być dobrym mężem i ojcem” i jedna tylko dla kobiet: „Jak być dobrą żoną i matką”. Wszystko, co przygotowaliśmy, ma służyć kształtowaniu umiejętności budowania więzi pomiędzy małżonkami wśród codziennych zajęć – zaznacza S. Winiarski. uksus bycia razem Aida Matys – W życiu często musimy gasić pożary codzienności, gonić za sprawami, które są w rzeczywistości mało ważne w budowaniu więzi małżeńskiej, ale niezbędne do funkcjonowania domu i rodziny. Potrzebujemy czasu, w którym nawał codzienności odsuniemy od siebie, nabierzemy dystansu do codziennych spraw i damy sobie luksus bycia razem. Poza tym nikt nas nie uczy, jak być dobrym mężem i jak być dobrą żoną. Musimy być praktykami w tych dziedzinach każdego dnia. W czasie takich rekolekcji otrzymujemy konkretne wskazówki. Ktoś mówi: „Tak jest dobrze, bo sam tego doświadczyłem”. Potrzebujemy takiego wsparcia, bo uczyć się na błędach jest może i dobrze, ale po co popełniać te, których możemy uniknąć.
Zwłoki pewnego Amerykanina ekshumowano 20 lat po śmierci. Po otwarciu trumny okazało się, że jego ciało nie uległo wcale rozkładowi. Dlaczego? Człowiek ten przez całe życie jadł żywność z dodatkami konserwantów. Chociaż jest to tylko anegdota, kto wie, czy nie ma w niej części prawdy. O tym, że produkty spożywcze naszpikowane są konserwantami, aromatami, substancjami słodzącymi i innymi chemikaliami, wiedzą wszyscy. Dodatki do żywności już na stałe wpisały się w produkcję artykułów spożywczych. Chemiczne ulepszacze są wszędzie. Ma to niebagatelny wpływ na nasze Polak spożywa w ciągu roku średnio około dwóch kilogramów środków chemicznych zawartych w żywności. Są to substancje chemiczne, które dodawane do artykułów spożywczych zapobiegają ich psuciu się, przedłużają trwałość, zapewniają odpowiedni smak, zapach i wygląd. Czy powinniśmy się bać jedzenia? Uważamy, że jako konsumenci możemy wybierać to, co chcemy jeść. Nic bardziej błędnego. Wielkie koncerny, które wyspecjalizowały się w przetwarzaniu i sprzedaży żywości, chcą, abyśmy dokonali wyboru w oparciu o to, co oni nam zaproponują. Kuszą nas reklamą i zapewniają o zdrowotnych i dobroczynnych właściwościach swoich produktów. Dietetyczny, niskokaloryczny, niskotłuszczowy, o małej zawartości soli, wysokobiałkowy - to tylko kilka reklamowych sloganów. Nie dowiemy się jednak z reklam, jaki wpływ mogą mieć na nasze zdrowie dodawane do żywności substancje chemiczne. Do tej pory nie jest też znane wzajemne oddziaływanie różnych substancji na siebie ani oddziaływanie na nie toksyn ze środowiska, środków ochrony roślin i lekarstw. Istnieje wiele substancji, których działanie w organizmie można porównać do działania broni binarnej. Pojedynczy związek jest zupełnie nieszkodliwy, jednak kiedy wchodzi w interakcje z innym składnikiem, tworzy niezwykle toksyczną mieszankę. Do takich substancji należą niektóre ksenobiotyki - związki, które mogą powstawać w organizmie pod wpływem działania chemikaliów zawartych w żywności. Same w sobie są nieszkodliwe, dopiero w wyniku przemian metabolicznych nabierają właściwości toksycznych. Niektóre mogą mieć korzystny wpływ, ale wiele z nich to związki trujące. O tym, który ksenobiotyk jest mniej lub bardziej toksyczny, decyduje szybkość, z jaką wydalany jest z organizmu. Związek, który jest szybciej wydalany, stwarza mniejsze zagrożenie - ze względu na krótszy czas kontaktu. Azotany i azotyny są powszechnie stosowanymi konserwantami w przetwórstwie mięsa i przemyśle mleczarskim. Azotyn sodu stosowany jest przy produkcji wędlin, wyrobów garmażeryjnych i w konserwach mięsnych. Jest aktualnie jedynym znanym środkiem, który hamuje wzrost bakterii wytwarzających jad kiełbasiany. W mleczarstwie stosowany jest do produkcji serów podpuszczkowych i serków topionych. Azotyny są substancjami mało toksycznymi. Są szybko absorbowane przez organizm i wydalane z moczem w postaci niezmienionej. Jednak w pewnych warunkach część azotanów może ulec redukcji do azotynów, a te są już bardzo toksyczne dla człowieka. Szczególnie wrażliwe są na nie niemowlęta, dzieci i osoby starsze. Mogą powodować bóle brzucha, zawroty głowy, spadek ciśnienia tętniczego krwi, przyśpieszone bicie serca, zaburzać funkcję błony śluzowej jelita cienkiego, zwiększają ryzyko powstawania raka żołądka oraz jelita grubego. Nie ma zapachu nie do podrobieniaAktualnie znanych jest około 17 tys. różnych związków zapachowych, w przemyśle spożywczym używa się ich około owocach i kwiatach roślin tworzą się naturalne smaki i zapachy. Dziś technika jest na tak wysokim poziomie, że można je bez trudu podrobić. Najpierw sprawdza się, jak są zbudowane te naturalne. Rozkłada się je na pojedyncze składniki chemiczne i opisuje, w jakich są proporcjach. Teraz już można ze sztucznych związków chemicznych składać dowolne smaki i zapachy. Są one identyczne jak naturalne. Różnica jest tylko w pochodzeniu, stworzył je człowiek, niekiedy z pomocą bardzo wyrafinowanej technologii. Znacznie łatwiej jest zrobić sok o smaku i zapachu identycznym z naturalnym, jak uprawiać owoce, pielęgnować je, czekać aż dojrzeją, zbierać i przetwarzać. Często więc soki, których teraz jest pełno na półkach sklepowych, nie mają nic wspólnego z naturalnym owocem. Mylące są także napisy: "100 proc. soku", które pojawiają się na kartonach z sokami. Sugerują one, że sok jest świeżo wyciśnięty z owoców. Teoretycznie tak powinno być, jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej. Najczęściej soki są rozcieńczane z koncentratów. Wyciska się owoce, odparowuje wodę i robi syrop. Później w rozlewniach rozcieńcza się go wodą i taki sok trafia na półki sklepowe. Takie postępowanie jest podyktowane względami ekonomicznymi. Nie trzeba płacić za transport wody - można ją dodać na trakcie produkcji syropu, podczas odparowywania, z soku uciekają z parą wodną aromaty. W większości zakładów produkujących soki łapie się je w specjalne filtry, a potem z powrotem dodaje do koncentratu. Są jednak takie, w których ten zapach i smak "podkręca" się sztucznie, dodając aromaty chemiczne identyczne z naturalnymi. Takie soki łatwo rozpoznać, mają one zwykle podejrzanie niską cenę. Owoce i warzywa pędzone na chemiiWystarczy przejść się po warzywniaku, żeby zobaczyć, jak piękne i dorodne warzywa i owoce są na straganach. Jabłka czy gruszki, często opakowane każde w oddzielny papier, ogromne, imponująco okazałe, wręcz nienaturalnej wielkości. Czy widzieliście w babcinym sadzie coś takiego? Nietrudno się domyślić, że w naturalny sposób taki owoc nie wyrośnie. To musi być pędzone środkami chemicznymi, wielokrotnie spryskiwane przed szkodnikami i chorobami albo zmanipulowane genetycznie. Weterynarze mówią, że zawsze na wiosnę jest pomór świnek morskich. Te sympatyczne zwierzęta zabija sałata, która jest ich podstawowym pożywieniem. Żeby szybciej trafiła na stragany, producenci nowalijek pędzą ją na sztucznych nawozach i spryskują środkami chemicznymi. Świnki tego nie pewno jedliście w środku zimy pomidora czy ogórka ze szklarni. Zupełnie nie mają smaku. Nie to, co te, który dojrzewają w gruncie na słońcu. Kupując owoce, nie mamy żadnych informacji o środkach chemicznych użytych do ich produkcji, transportu i przechowywania. A co z lodami?Smakosze lodów z pewnością nie zdają sobie sprawy, jakie substancje chemiczne dodawane są do ich ulubionego smakołyku, gdyż producenci lodów nie muszą podawać składników i dodatków używanych do ich produkcji. Rezultatem tego jest nafaszerowany substancjami chemicznymi wyrób. W skład lodów mogą wchodzić następujące substancje:glikol dwuetylenowy - składnik płynów niezamarzających i rozpuszczalników do farb, stosowany w lodach jako substancja emulgująca,aldehyd C-17 - w przemyśle używany do produkcji barwników anilinowych, mas plastycznych i gumy, lodom nadaje smak wiśniowy,piperonal - środek stosowany do zabijania wszy, lodom nadaje smak i zapach wanilii,octan etylu - służy do czyszczenia skór i tkanin, lodom nadaje smak ananasa,aldehyd masłowy - składnik klejów kauczukowych, daje smak orzechowy,octan anylu - rozpuszczalnik farb olejnych, nadaje lodom smak bananowy,octan benzylu - rozpuszczalnik soli azotanowych, daje smak truskawkowy. Chleba naszego powszedniegoWiększość piekarzy stosuje do produkcji chleba tzw. polepszacze. Są to substancje dodawane do ciasta, które skracają proces produkcji i polepszają wygląd mają do dyspozycji wiele substancji. Niektóre produkowane są z gipsu, mydła, a nawet świńskiej szczeciny. Piekarz nie musi czekać aż ciasto wyrośnie, może je wsadzić do pieca po kilkunastu minutach od rozczynienia, a pieczywo będzie puszyste i rumiane. Chleb, który na drugi dzień jest czerstwy i bez smaku, bez wątpienia zawiera "polepszacze". Pieczywo wypiekane tradycyjnymi metodami zachowuje świeżość przez kilka dni i nie jest jak z waty. Oczywiście, spożywanie ulepszonego pieczywa nie jest obojętne dla zdrowia. Substancje zawarte w polepszaczach mają niekorzystny wpływ na żołądek i jelita. Niszczą błonę śluzową układu pokarmowego i mogą osadzać się na ściankach naczyń krwionośnych. Więc co jeść?Dawniej żywność pochodziła z chłopskiej zagrody. Mleko, masło, śmietana pochodziły od krów, które pasły się na łące, mięso - ze świń karmionych ziemniakami i otrębami, a rosół - z kur, które żywiły się tym, co wygrzebywały sobie na podwórku. Dzisiaj większość żywności nie jest typowym produktem rolnictwa, lecz wytworem nowoczesnej technologii. Prawie wszystko, co kupujemy w sklepie, jest w jakiś sposób przetwarzane i ulepszane. Pijemy mleko, które przechodzi skomplikowany proces uzdatniający, żeby nie skwaśniało przez kilka miesięcy, jemy mięso przechowywane miesiącami w lodówkach, gotujemy błyskawiczne zupy z proszku, spożywamy przepięknie wyglądające wędliny bez grama tłuszczu. Ilość żywności, która nieprzetworzona trafia na nasz stół, zmniejsza się coraz bardziej. Zbyt wielkiego wyboru nie mamy. Dlatego chcąc ograniczyć do minimum ryzyko narażenia zdrowia, powinniśmy wiedzieć, które substancje mogą nam szkodzić.
Home HobbyŚpiew konarek123 zapytał(a) o 21:06 A)3 *4/5= b)4 *5/12 c)17* 3/34 dwoma sposobami,ile to jest: a)3/7 z 14 bochenkami chleba, b)2/5z 30 samochodów. stole leży 15 cukierków. wśród nich 2/3 s Xd prosze 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi Bądź pierwszą osobą, która udzieli odpowiedzi! Twoja odpowiedź pomoże także innym użytkownikom. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Niedawno rozmawialiśmy ze znajomymi obcokrajowacmi o życiu w Niemczech, Niemcach i rzeczach, które w niemieckiej kulturze są dla nas dziwne. Amerykanki śmiały się podczas rozmowy z tego, że Niemcy jedzą kanapki nożem i widelcem. Pamiętam, jak sama dziwnie się na nich patrzyłam, gdy odkryłam, że do zjedzenia chleba z serem potrzebują całego arsenału sztućców, ale gdy już do tego widoku przywykłam, to stwierdzam, że ma to w sobie nawet coś z elegancji. Sama jednak nie do końca umiem się przemóc. Tzn. siedząc pośród ludzi staram się dostosować i też używam sztućców do zjedzenia kromki chleba, ale w domowym zaciszu chlebek pakuję sobie do mordki łapkami jak małpka:) Jedzenie dla mnie kanapek sztućcami jest podobnie dziwne, jak dla mojego Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża mówienie po posiłku "dziękuję", co ja z kolei namiętnie praktykuję. Gdy tak sobie rozmawialiśmy o tych sztućcach, to jedna znajoma Polka dorzuciła jeszcze "no i pierdzą przy stole". I właśnie ta jej wypowiedź zmotywowała mnie do napisania niniejszego postu. Joachim Schäfer, Ökumenisches Heiligenlexikon Gdy opowiedziałam o odbytej rozmowie mojemu Najcudowniejszego Pod Słońcem Mężowi, ten zbladł i zaniemówił. Po chwili w końcu z siebie wykrztusił: "Ja wiem, że nas w Europie za świnie mają, ale... ale...to?!!!" Luby miał minę, jakby właśnie ducha zobaczył. "No jeszcze byłabym skłonny sobie wyobrazić, że u Bawarczyków takie rzeczy się dzieją, ale my to przez tego całego Lutra tak cierpimy." wydusił w końcu z siebie wielce obruszony. Nie wiem, czy u Bawarczyków niekulturalne zachowania przy stole to codzienność. Słyszałam wprawdzie nieraz jakieś zatrważające historie, ale sama nie widziałam, nie doświadczyłam, w Bawarii nie żyję, więc się nie wypowiadam. Zresztą ci Bawarczycy, których poznałam manierami przy stole się nie kompromitowali, więc osobiście też nie wiem, co Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż się ich teraz uczepił, mnie mocniej zainteresowała jednak druga część wypowiedzi- ta o Lutrze. Bo w sumie, co ma piernik do wiatraka, tak jak co ma kaznodzieja do pierdzenia? Hę? Ale zanim dojdę do wyjaśnienia zróbmy mały rekonesans obrazu przeciętnego Niemca w polskich oczach. Gdy tak zebrać panujące u nas stereotypy o sąsiadach zza Odry, to obraz przeciętnego "Szwaba" prezentuje się mniej więcej następująco. Ma nosić latem obowiązkowo białe skarpetki do sandałów. Jest nudziarzem bez poczucia humoru, do tego tępy, bo nie umie „kombinować”, przede wszystkim jednak jawi się wielu Polakom, jako hiena, która czyha tylko na okazję, jak na terenach w przeszłości należących do rajchu kupić domek, w którym mieszkali jego przodkowie. Pewnie z tego powodu też oszczędza jak szalony, bo typowy Niemiec dziesięć razy obróci centa w ręce, zanim wypuści go ze swojej ręki. Poza tym je w naszym przekonaniu tylko pyry, wypija hektolitry piwa oraz beka, nie mówiąc o puszczaniu wspomnianych bąków przy stole i co gorsza - uważa to za normalne! Po wpakowaniu wszystkich zasłyszanych opinii o Niemcach w przykładowego Helmuta tudzież w Helgę wyłania się nam zatem dość przerażający obraz sąsiada zza Odry. Brakuje tylko kłów i ogona. Gdyby jeszcze taki Niemiec zionął ogniem, to portret byłby pełny, nieprawdaż? Nic dziwnego, że nasza Wanda do Wisły się rzuciła... A na ile wyobrażenie pewnych Polaków pokrywa się z rzeczywistością? Postanowiłam wziąć na swoje barki ambitne zadanie polegające na próbie odpowiedzenia na powyższe pytanie. Z góry ostrzegam, że będę przy tym bazowała na swoich doświadczeniach oraz doświadczeniach moich znajomych, toteż przeprowadzona poniżej analiza niepoparta żadnymi statystykami ani naukowymi pracami będzie miała charakter dość subiektywny mimo moich najszczerszych intencji bycia możliwie obiektywną. Niemniej skoro mówimy o przeciętnym Müllerze, to powinno wystarczyć wzięcie pod lupę pierwszego lepszego Niemca z brzegu, by potwierdzić nasze podejrzenia o jego upiorności. Po pierwsze zaskoczę chyba sporo czytelników, gdy powiem, że z moimi niemieckimi znajomymi niezmiernie dużo się śmieję, a Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż bryluje w tej kwestii. Natomiast satyryczna/humorystyczna oferta prezentowana w mediach jest najczęściej faktycznie dość katastrofalnej jakości. Nie do końca rozumiem skąd ten rozdźwięk, ale cóż. Nie tracę zatem czasu na oglądanie nudnych i nieśmiesznych programów komediowych, a zbijam boki w niemieckim towarzystwie:) Po drugie, białe skarptki w męskich sandałach to już przeszłość na niemieckich ulicach. Kiedyś faktycznie były one znakiem rozpoznawczym Niemców, ale kilka lat temu wywiązała się cała dyskusja narodowa na ten temat, w wyniku której Niemcy skarpety ściągnęli z nóg i swoje sandały na rzepy noszą namiętnie na gołe nogi. I kończąc już temat skarpet, to drodzy Panowie Polacy, a jak prezentują się Wasze nogi latem na polskich ulicach, hę? Kolejną informacją jest nowinka oparta na statystykach, według których od pewnego czasu coraz więcej Niemców rozwija ową wątpliwą cechę "kombinowania" i muszę przyznać, że przy niektórych zasłyszanych historiach szczęka mi opadła. Sami Niemcy są jednak dość skromni w ocenie swojej kreatywności. Ich zdaniem ich „szukanie luki w systemie” nie jest ciągle tak wyrafinowane jak nasze. Tylko pytanie, czy cecha ta, to faktycznie taki atut. Podczas gdy my myślimy, jak sobie urządzić wygodnie życie, Niemcy (na szczęście) w większości rozważają raczej, co jest lepsze dla państwa jako całości. Przeciętny Helmut nadal myśli w kategoriach, że jeśli państwu będzie się dobrze powodzić, to wówczas także jemu będzie się dobrze żyło. Może to właśnie metoda na bogate państwo moi drodzy krajanie. Narzekamy na każdym kroku, że to złe, tamto niedobre, tu pieniędzy nie starcza, tam w ogóle ich brak, a może gdyby tak spojrzeć z perspektywy, że w końcu to my budujemy nasz dom i to jaki on będzie zależy od naszej społecznej postawy, to w Polsce żyłoby się trochę lepiej? Jasne, że nie jesteśmy tak bogatym krajem jak nasz zachodni sąsiad, ale to w końcu od obywateli zależy, jaką codzienność sobie tworzą. Nie zwalajmy wszystkiego na polityków (których notabene sami wybieramy). Niemniej muszę jednocześnie zaznaczyć, że większość moich znajomych Niemców ceni w nas naszą narodową cechę buntu. Podoba im się, że potrafimy walczyć o nasze prawa i że nie dajemy sobie w kaszę dmuchać. Niektórzy idą dalej i wkurzają się na zbyt pokornych pobratymców, którzy w ich pojęciu żyją w myśl zasady, że spokój to najlepszy gwarant dobrej jakości życia, co ich zdaniem może jednak okazać się zdradzieckie... Ja też lubię tą naszą cechę, ale z umiarem. Bo czyż nie bywa tak, że buntujemy się tak już niejako z przyzwyczajenia, dla zasady? Pomysł może być i dobry, ale Polak nie byłby Polakiem, gdyby nie zaprotestował. No dobrze, marudzę tu, a sama nie jestem lepsza, bo bądźmy szczerzy, jakby się przyjrzeć moim wpisom, to ciągle wtykam palec między drzwi. Taka już jest ta nasza polska krew, że milczeć spokojnie nie potrafię. W każdym razie Niemcom niejednokrotnie niechcący zaimponowałam, gdy tak po polsku buntowałam się przeciw działającym na szkodę ogółu decyzjom. Kiedyś usłyszałam miły komplement od jednego Niemca, "Gdyby w Niemczech żyło w pierwszej połowie XX w. więcej takich osób jak Pani, to może do tej całej tragedii w postaci II wojny światowej by nie doszło." Pan moje możliwości ratowania świata chyba trochę przecenił, ale miło było usłyszeć, że ktoś zobaczył we mnie nie zwykłego krzykacza, a osobę, której leży coś na sercu. No cóż, ciężki to kawałek chleba, bo w tyłek też mi się nie raz oberwało, ale o tym innym razem. A wracając do niemieckiego kombinowania, to wcale nie powinniśmy się jakoś za specjalnie cieszyć, że i Niemcy tą działalność odkryli dla siebie, bo trafia ona często w obcokrajowców. Dość historii się nasłuchałam o fatalnie skonstruowanych umowach pracy, na podstawie których zatrudniani są tutaj emigranci gospodarczy. Niby wszystko gra, niby stawki mają nawet wyższe niż obowiązkowa płaca minimalna, ale pełno innych kruczków powoduje, że na koniec ludzie za naprawdę ciężką pracę śmieciowatą zapłatę dostają. Niemniej skoro już zahaczyliśmy o lata reżimu nazistowskiego, to muszę nadmienić, że to fakt, iż ciągle istnieją w Niemczech organizacje podsycające dawne resentymenty terytorialne, ale patrząac całościowo na naród niemiecki to ludzie należący do nich zaliczają się do mniejszości. Osobiście też spotkałam kilku Niemców, którzy faktycznie rozważali kupno domu ich przodków w Polsce tudzież w okolicy, gdzie oni mieszkali, ale ostatecznie stwierdzili, że uczyniłoby to ich życie zbyt skomplikowanym i z pomysłu zrezygnowali. Jednemu znajomemu starczyło do całego szczęścia zabranie sobie jednego kamienia z pozostałości po dawnych zabudowaniach należących do jego dziadka wraz z kupką ziemi, które sobie teraz radośnie leżą w jego niemieckim ogródku. Co ciekawe ów znajomy swojego dziadka nigdy na oczy nie widział, więc po dziś dzień nie rozumiem przywiązania do jakiś zachwaszczonych ruin we wschodniej Polsce, ale jeśli jego roszczenia kończą się na kamieniu, to proszę bardzo - kamorów ci u nas pod dostatkiem. Znajomy cieszy się po dziś dzień jak dziecko z głaza przyciągniętego z Polski. Tak mało niektórym potrzeba do szczęścia! Inni znajomi Niemcy zadowolili się obejrzeniem domostwa przodków i przekonaniem się, że Polacy o nie dbają, a słyszałam nawet historie, że rodzinom żyjącym w domach, które powoli zaczynały popadać w ruinę dali pieniądze na ich remont. Dość nietypowe zachowanie na chciwego i skąpego Szwaba. W ogóle nie wrzuciłabym wszystkich Niemców do jednego worka z nalepką „Straszliwi skąpcy” (no Mój najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż z pewnością się do nich nie zalicza - właściwie to się bardziej dziwi, że ja mam "tak małe potrzeby"). Chcąc udzielić sprawiedliwego sądu co do innych muszę przyznać, że nie raz spotkałam się wśród nich z niesamowitymi dusigroszami, jakich to nigdy nie znalazłam wśród znanych mi Polaków, choć jesteśmy społeczeństwem bądź, co bądź biedniejszym. Jednocześnie nie raz z przyjemnością obserwowałam wielu Niemców, którym prawdziwą radość sprawiało obdarowywanie innych i to wcale nie tylko najbliższych im ludzi. Oni naprawdę lubią dawać prezenty i czynią to często bez okazji:) Podobnie spotkałam się z ogromną gościnnością wśród potomków Konrada I. Propozycji zatrzymania się w domu u znajomych ciężko zliczyć. Najbardziej zaskoczyli mnie jednak obecnie moi bliscy przyjaciele, gdy po dziewięciu dniach znajomości zaproponowali mi zamieszkanie u nich w Berlinie. Musiałam się wówczas zatrzymać w mieście na dwa miesiące i szukałam sobie właśnie jakiegoś lokum, gdy oni spontanicznie podczas ogólnikowej rozmowy o ewentualnym spotkaniu na kawę odrzekli, że mają lepszy pomysł - po prostu, żebym zamieszkała z nimi. Wówczas nie znali nawet mojego nazwiska, a już pierwszego dnia wręczyli mi klucze do swojego mieszkania, bez większych obaw, że po powrocie zastaną swoje cztery ściany wysprzątane do zera. Do czynszu też nie pozwolili mi się dołożyć toteż by zapłacić swoją działkę musiałam wymyśleć trik - wysłałam ich wręcz siłą do teatru i na koncert nie oszczędzając przy tym na biletach. I jeśli mówimy już o gościnności, to za każdym razem po moim dłuższym pobycie w Niemczech, czy to po okresie studiów, czy też po jakimś stażu bądź praktykach poznani przeze mnie Niemcy zaczynali sobie łamać głowę, jak zatrzymać mnie na zawsze u nich:) A jak jest z tą gościnnością i jedzeniem? Tyle się u nas opowiada, jak to Polak się naje paluszków w gościnie u Niemca. Odpowiadam: bardziej ciasta. Faktycznie sporo wizyt kończy się na małej słodkiej przekąsce. Dla mnie to osobista tragedia, bo nie lubię zbytnio słodyczy i jak już faktycznie dopadnie mnie głód, to nie mam co jeść. Nauczyłam się zatem wozić ze sobą banany. No cóż, co kraj, to obyczaj - trzeba się dostosować. Ale zdarzało się też być ugoszczoną obiadem. Czasami Niemcy chcą tak mocno, żebym poczuła się jak w domu, że gotują znienawidzony przeze mnie bigos... No cóż, sama sobie jestem winna - ciasta nie lubię, bigosu nie znoszę. Ten ostatni sprawia jednak, że ciepło robi się wokół serca, bo to miło poczuć, że ktoś głęboko się zastanowił, jak cię najlepiej ugościć:) Czasami trafiają się jednak może nie tak przemyślane, ale naprawdę pyszne łakocie!!! W każdym razie Po wielu proszonych obiadach w Niemczech zaświadczam solennie, że jeśli zostało się już zaproszonym na obiad, to nie jest w niemieckim obyczaju serwowanie gościowi kopy kartofli. Wręcz przeciwnie. Nieraz zostałam osobiście zaskoczona dość osobliwymi potrawami, w których ziemniaków za żadne skarby bym się nie doszukała. Za to odważę się potwierdzić teorię co do wypijanych hektolitrów piwa. (Ale czy my nie mamy swojej wódki?;) W kręgach, w których się obracam nikt nie beka, a jak mu się już to zdarzy, to incydent uważa za kompromitujący. Osoba, której się to przytrafiło przeprasza i robi się czerwona ze wstydu. A puszczanie gazów w towarzystwie to kompletne "NO GO". To skąd ten stereotyp o furczących przy stole Szwabach? Ano Luter miał ponoć po jakimś posiłku spytać "Warum rülpset und furzet Ihr nicht? Oder hat es euch nicht geschmecket?" [Dlaczego nie bekacie i nie pierdzicie? Czyżby wam nie smakowało? - tłumaczenie własne]. Dziś naukowcy kłócą się o to, czy słowa te faktycznie zostały wypowiedziane przez niego, ale Europę zdążyła już obejść wieść, że w Niemczech puszczanie bąków przy stole należy to dobrego tonu... Anonim (Holandia, 1600 - 1625): Cucina opiniorum
na stole leży 15 cukierków wśród nich